Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mikadarek z miasteczka Chrzan. Mam przejechane 62934.59 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.50 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mikadarek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Foto

Dystans całkowity:15669.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:755:39
Średnia prędkość:20.74 km/h
Maksymalna prędkość:67.10 km/h
Suma podjazdów:68636 m
Maks. tętno maksymalne:190 (102 %)
Maks. tętno średnie:177 (95 %)
Suma kalorii:279232 kcal
Liczba aktywności:289
Średnio na aktywność:54.22 km i 2h 36m
Więcej statystyk
  • DST 37.90km
  • Czas 03:29
  • VAVG 10.88km/h
  • VMAX 29.50km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 1115kcal
  • Podjazdy 1017m
  • Sprzęt KROSS R4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rychleby po raz pierwszy

Czwartek, 10 września 2015 · dodano: 21.09.2015 | Komentarze 0

No i stało się... Pojechałem w końcu na  Rychlebskie ścieżki. Plan wyjazdu powstał dość niespodziewanie. Patryk miał urlop, a ja wolne w pracy. Wyjechaliśmy dość wcześnie z racji tego że trasa do miejscowości Černá Voda była nam obca i nie chcieliśmy jechać na styk. Przed granicą zrobiliśmy sobie małe zakupy aby na miejscu zjeść sobie śniadanko. Na miejsce dojechaliśmy coś około 7:30 i po zjedzeniu śniadania ruszyliśmy na trasę...
Rychlebské stezky
Małe kózki na Rychlebach
Początkowe km ciągle pod górę, i tak właściwie bez rewelacji... Dopiero odcinek Trail Dr. Wiessnera to już inna bajka... tylko czemu tak krótko :(. Jazda po pomostkach bajeczna (ciekawe jakby było w przeciwną stronę :D).
Początek Trail Dr. Wiessnera.
Początek trialu Dr. Wiessnera
Przeprawa na trialu
Panorama trialu Dr. Wiessnera
Na trialu Dr. Wiessnera
Końcowe odcinki trialu Dr. Wiessnera
Końcowe odcinki trialu Dr. Wiessnera
Po podjechaniu był wybór. Jechać na Wales, czy bezpośrednio na SuperFlow. Postanowiliśmy że Wales zrobimy na drugim kole i pojechaliśmy na SuperFlow :D. Fajny zjeździk... bardziej dynamiczny niż pod Smrkem. Oznaczenia na trasie nie sprawiały żadnych problemów i zawsze było wiadomo gdzie należy jechać. Na drugim kole także trzeba było pokonać podjazd prowadzący do Dr. Wiessnera. Następnie ja jednak odpuściłem sobie Wales-a bo jednak z techniką u mnie cienko :D. Patryk postanowił spróbować i jak się okazało trochę butowania tam miał :D. SuperFlow za drugim razem przywitał nas deszczem i gradem... Zrobiło się trochę ślisko i kilka razy kółka ześlizgiwały się z kamieni, a na zakrętach uciekały w bok. Kolejny podjazd sobie już odpuściliśmy bo nie zapowiadało że z pogodą coś się zmieni.
        Teraz pytanie czy było warto przejechać około 500 km w obie strony by pojeździć 40 km? Tak było, choć jednak bardziej mi leżą single pod Smrkem. Jest ich przede wszystkim znacznie więcej i nie trzeba ciągle pokonywać tego początkowego podjazdu... Kolejne odczucie to takie że to jednak nie są trasy dla wszystkich i do tego bardzo preferują rowery FULL na bardzo szerokich oponkach, choć nasze KROSS-y HT dawały sobie świetnie radę :D.
Źródełko na trasie
Pamiątkowy obelisk na trialu Dr. Wiessnera



  • DST 59.30km
  • Czas 03:35
  • VAVG 16.55km/h
  • VMAX 39.80km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 177 ( 95%)
  • HRavg 152 ( 82%)
  • Kalorie 1822kcal
  • Podjazdy 461m
  • Sprzęt KROSS R4
  • Aktywność Jazda na rowerze

NSR + WPN

Czwartek, 27 sierpnia 2015 · dodano: 06.09.2015 | Komentarze 0

Nie często się zdarza że jestem w Poznaniu i mam wolne w pracy... Pogoda super więc jedyny słuszny kierunek to WPN i oczywiście w obie strony NSR. W planach miałem smignąć sinusoidą JPbika ale... przeszkody się pojawiły i popsuły troszkę zabawę :(. Pokręciłem się troszkę po różnych ścieżkach, a na koniec od wieży trasą maratonu w Mosinie pojechałem pod Puszczykowo. Powrót jak wspominałem wcześniej NSR-em.
Wieża widokowa Mosina-Pożegowo
3,5 h w terenie pod Obiszów jak znalazł :D


  • DST 74.00km
  • Czas 03:32
  • VAVG 20.94km/h
  • VMAX 57.90km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 183 ( 98%)
  • HRavg 174 ( 94%)
  • Kalorie 2128kcal
  • Podjazdy 646m
  • Sprzęt KROSS R4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Cross Maraton Stęszew 2015

Niedziela, 23 sierpnia 2015 · dodano: 28.08.2015 | Komentarze 1

Kolejny start u Gogola... tym razem po czterotygodniowej przerwie spowodowanej odpuszczeniem Suchego Lasu. Czas ten spożytkowałem na zdobycie Helu i nabraniu ogólnej świeżości, której w Skokach mi brakowało. Tym razem ze względów logistycznych na start pojechałem swoim samochodem. W Stęszewie byłem coś około 9:00. Szybkie załatwienie formalności i powoli można było składać rower. Z Patrykiem, który przyjechał osobno w ramach rozgrzewki pojechaliśmy obczaić początkowe km aż do miejsca w którym mieliśmy wjechać na trasę którą przebiegał maraton w Mosinie. Początek nie nastrajał optymistycznie... tarka, kawałek asfaltu i kolejna tarka.
Start ruszył o 11:00 (WOW!!!).
Start gogola w Stęszewie
Plan na początek to jak najmniej stracić na początkowych odcinkach z tarką (masakra)... Niewiele brakowało bym się wpakował na gościa który postanowił się zatrzymać prawie na środku drogi... w ostatniej chwili odbiłem w lewo i usłyszałem jak kolejny biker na niego wpadł :/. W tumanach kurzu jakoś dojechałem do leśnej ścieżki gdzie przykleiłem się do małej grupki w której jechała dziewczyna z Gogola, a prowadził Ją biker z FIT Racing Team, a przynajmniej tak mi się wydawało :). Tętno było stabilne w okolicach 175/177 więc postanowiłem nie szarżować i trzymając się jak rzep psiego... dojechać do końca pierwszego okrążenia. W międzyczasie w okolicach ul. Pożegowskiej trochę się grupka porwała, a do Janosika dojechałem tylko z bikerem z FIT-a. Janosik standardowo zaliczony z buta :D. Dalej jakoś się tak porobiło że chyba wszyscy zostali z tyłu (100% nie mam bo się nie oglądałem za siebie) i dopiero na ostatniej prostej przed Stęszewem dogoniła mnie dziewczyna z Gogola prowadzona nadal przez bikera z FIT-a. I tak kolejny raz usiadłem im ma kole... Przed końcem pierwszego okrążenia zgarnęliśmy jeszcze dwóch zawodników.
Końcówka pierwszej pętli
Koniec pierwszej pętli
Koniec pierwszej pętli © Michał Turski
Po przejechaniu przez stadion na tarce utworzyła się nowa grupa z 5/6 bikerami. Kolejny raz zacisnąłem zęby aby utrzymać ich tempo na tarce. Pierwszy odcinek tarki prowadził zawodnik z FIT Racing Team, ale na kawałku asfaltowym ,,zaproponował'' zmianę i na prowadzenie wyszedł inny zawodnik.Kolejne km jechałem starając się trzymać wciąż stabilny puls 175/177, a grupa jakoś się dziwnie potasowała, porozciągała... Na prostych odcinkach mi odchodzili na parę metrów, a na zmarszczkach ich doganiałem i tak do ul. Spacerowej. Przed zjazdem wyprzedziłem dwóch, a na zjeździe jednego zawodnika i dogoniłem bikera z FIT-a, z którym rozpocząłem podjazd Pożegowską. W tym miejscu ,,dostałem'' od organizmu zielone światło i postanowiłem docisnąć. Na szczyt podjechałem równym mocnym tempem i oderwałem się od reszty, a na szczycie dogoniłem zawodnika z Odjechani Team Pniewy, który od jakiegoś czasu jechał przed naszą grupką. Razem zjechaliśmy, a następnie wdrapaliśmy się (z buta) na Janosika. Ze szczytu ja ruszyłem pierwszy, a On usiadł mi na kole. Tak prowadziłem prawie do ostatniej prostej przed Stęszewem, gdzie w pewnym momencie ja chyba wybrałem trochę gorszy tor jazdy (jakiś piaseczek) i zostałem wyprzedzony na jakieś kilkanaście metrów. Pomimo że starałem się cisnąć to nie skracałem dystansu ale i też nie traciłem. Widząc stabilne tętno w okolicy 180/178 wiedziałem że o tyły nie muszę się martwić :P. Tym tempem prawie zgarnęliśmy przed metą jeszcze jednego bikera.
Ogólnie ze startu jestem zadowolony... Pełna kontrola organizmu (pompka działała rewelacyjnie) , bez podpalania się. Kolejny start to Obiszów, a tam mam pewne rachunki do wyrównania i oby samopoczucie było podobne...


Trochę danych...
Trasa: 63,3 km
Czas: 2:41:14
Miejsce OPEN: 104/139
Miejsce M4: 27/34

  • DST 4.80km
  • Czas 00:30
  • VAVG 9.60km/h
  • VMAX 20.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 133kcal
  • Podjazdy 14m
  • Sprzęt ACCENT EL-NORTE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lans na Helu

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · dodano: 07.08.2015 | Komentarze 1

Po wyczerpującej jeździe z Poznania na Hel przyszedł czas na plażing :D. Super było pochodzić boso po ciepłym piasku. Obowiązkowym programem było też zanurzenie się w morzu. Mi udało się to za drugim razem. W pierwszym podejściu zamoczyłem tylko nogi... woda była lodowata. Drugie podejście już z pełnym sukcesem :D. Po kilku godzinach plażowania postanowiliśmy się trochę polansować na Helskim deptaku :D, przy okazji zobaczyliśmy latarnię morską, a na deptaku posiedzieliśmy sobie w ogródku zajadając ogromne pizzę. Po wszystkim pojechaliśmy na stację PKP skąd o 18:47 miał odjechać nasz pociąg do Poznania.
Latarnia na Helu
Latarnia na Helu © mikadarek


  • DST 449.60km
  • Czas 20:33
  • VAVG 21.88km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 13322kcal
  • Podjazdy 2019m
  • Sprzęt ACCENT EL-NORTE
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poznań - Hel ,,Wjazd roku''

Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 06.08.2015 | Komentarze 7

Właściwie to tego wyjazdu miało nie być, a przynajmniej nie w tym roku... Jeszcze na tydzień wcześniej nie sądziłem że w najbliższą sobotę będę w drodze na Hel. Jednak nie ma to jak moi najbliżsi którzy uświadomili mi że przyszły rok jest dopiero za 365 dni, a do tego czasu... I tak oto wyjazd doszedł do skutku. W tygodniu rozpoczęło się szybkie planowanie trasy.
Start zaplanowaliśmy na godzinę 11:00.
Start wyjazdu roku

 Ja ruszyłem z Poznania bo dzień wcześniej byłem w pracy do 22:00 i właściwie miałem być jeszcze w sobotę i niedzielę więc dwa UŻ wykorzystane. Patryk startował z Żerkowa razem z Piotrem który jeszcze nie był zdecydowany czy pojedzie z nami do końca. Tak więc każdy z nas miał inny początek, a spotkanie było zaplanowane w Gnieźnie w Macu. Ja po przebiciu się przez Poznań, a dalej Swarzędz jechałem spokojnymi drogami. Niestety kawałek musiałem pokonywać w terenie (około 7 km) początkowo po szuterku ale potem to już był piach i musiałem butować bo moje gładziutkie oponki 1,5 do terenu zupełnie się nie nadawały. Do Gniezna dotarłem o planowanej godzinie. Tam chwilę wcześniej dotarł Patryk z Piotrem. Zaplanowana przerwa trwała około 1 h. Ja sobie podjadłem i popiłem :D. W tym czasie Piotr podjął decyzję że jednak nie pojedzie z nami, więc resztę trasy pokonywać będę z Patrykiem. Teraz naszym celem była Bydgoszcz do rogatek której dotarliśmy bez większych problemów (nie licząc samego wyjazdu z Gniezna). Na samej końcówce trasy okazało się że stoi tam znak zakazu wjazdu rowerów... (Wspominał mi o tym marcingt). Najgorsze było to że na pierwszy rzut oka nie było innej drogi... Na szczęście okazało się że kawałek obok prowadzi jakiś szlak którym można dojechać do Bydgoszczy przejeżdżając obok lotniska. Problem polegał na tym...
Taka sytuacja pod Bydgoszczą
Taka sytuacja pod Bydgoszcz
Jazda z sakwami i na cienkich oponach nie należała tu do przyjemnej. Pod koniec tego odcinka zmieniło się to w betonowe trylinki. Koniec końców dotarliśmy do Bydgoszcz, gdzie w jednym z marketów uzupełniliśmy zapasy wody, a przerwę zrobiliśmy w kolejnym Macu. Kiedy ruszyliśmy dalej na dworze już się na tyle ściemniło że trzeba było pozakładać kamizelki i powłączać lekkie oświetlenie. Teraz trzeba było pokonać odcinek do Świecia. Trasę pokonaliśmy już przy świecącym pięknie Księżycu. Po drodze było nawet kilka fajnych podjazdów i zjazdów. Po drodze byliśmy też Obserwowani przez policję która trochę się kręciła koło nas. W Świeciu postój zrobiliśmy sobie na myjni samochodowej. Były tam ławeczki i nawet ochrona :D.
Przerwa w Świeciu
Ze Świecia wyjechaliśmy na trasę 5 i przed nami było do przejechania parę km. Początkowo obawialiśmy się tej drogi ale jak się okazało ruch o tej porze był znikomy. Myśleliśmy nawet czy nie jechać nią dalej... W ostateczności jednak kontynuowaliśmy wcześniej zaplanowaną trasę. Kiedy zjechaliśmy z 5 pojechaliśmy drogą wzdłuż Wisły, a właściwie wałów przeciwpowodziowych. Niestety odcinek do rogatek Grudziądza był w fatalnym stanie... szukaliśmy gładkiej nawierzchni jadąc całą szerokością drogi, a do tego było strasznie zimno... Po minięciu Grudziądza sytuacja nic się nie zmieniła. Trzęsło jak diabli, a niska temp. potęgowała zmęczenie. Przerwa nastąpiła w miejscowości Gniew. Tu ,,bezpieczną przystań" znaleźliśmy na stacji Lotosu.
Przerwa w Gniewie
Na ruszt poszły banany i Batory energetyczne. Przed nami ostatnia przerwa przed Helem czyli Gdańsk i odcinek z obawami... trasa 91. Po ruszeniu na pierwszym zjeździe było mi tak zimno że nie mogłem opanować drżenia rąk do tego stopnia że przenosiło się to na kierownicę :D. Okazało się że trasa 91 była zupełnie pusta, a do tego posiadała szerokie pobocze w rewelacyjnym stanie. Gdybyśmy o tym wiedzieli to spokojnie można było zmienić trasę i pojechać z Bydgoszczy 5, a następnie 91. Sporo czasu by się zyskało i dupa by tyle nie cierpiała :D. Lekki ruch pojawił się dopiero w okolicach Pruszcza ale naprawdę niewielki, więc bez problemów wjechaliśmy do Gdańska. Tu kolejna stacja Lotos stała się naszą przystanią. Wybawieniem była tu gorąca kawa i ciepły hot-dog :D.
Upragniona gorąca kawa - Gdańsk
Na Hel poprowadził nas szlak bursztynowy, który przeciągną nas przez całe nabrzeże Gdańska, Sopotu i Gdyni.
Plaża w Gdańsku - widok na Westerplatte
Plaża w Gdańsku - widok na Sopot i Gdynię
ORP Błyskawica
Po wyjechaniu z Gdyni trzeba było jechać dość kiepskimi ścieżkami rowerowymi, które rzucały nas raz na jedną stronę, a raz na drugą ul. Morskiej i tak aż do Chyloni. Dalej już spokojnymi drogami (nadal Bursztynowy) aż do Rewy. Tam wjechaliśmy na szutrówkę, a dalej na płyty betonowe... i do Rezerwatu Beka. Dalej jeszcze pojawiła się ulepszona wersja płyt... z otworami :/ Qrwa telepało jak cholera. Myślałem że mi się rower rozpadnie.
Płyty też były w drodze na Hel
Kolejna atrakcja pojawiła się kawałek dalej... Corrida. Na naszej drodze pojawił się byk, a właściwie byczek który wydostał się z pastwiska.
Przygoda z byczkiem
Tuptał sobie, a jak się za blisko ktoś zbliżył to od razu się odwracał... nikt nie chciał ryzykować :D. Dopiero jeden biker na mtb śmigną obok z zaskoczenia... byczek się spłoszył i wskoczył w trzciny po lewej stronie. My wykorzystaliśmy okazję by szybko przejechać. Patryk jadąc drugi ledwo zdążył bo byczek wyskoczył zaraz za nim :D. Od Pucka rozpoczęła się ścieżka rowerowa, która prowadziła przez Władysławowo na Hel. Jakość w niektórych miejscach była fatalna, a poza tym od Władysławowa strasznie zatłoczona i to niekoniecznie przez rowerzystów... Za Jastarnią postanowiliśmy już jechać drogą 216, którą dotarliśmy do celu :D
Koniec jazdy roku - Hel zaliczony
Zanim jednak było nam dane wykąpać się w morzu trzeba było jeszcze przejechać jakieś 9 km... tyle jeszcze było do pierwszych zabudowań i uprawnionej plaży. Kąpiel w lodowatej wodzie wszystko wynagrodziła.
Kolejna bariera pokonana i kolejny raz obiecuje sobie że już nigdy więcej... :D. 

Po drodze:
Wypięte:
- 3 l. izotonika
- 2 napoje energetyczne
- 2 napoje magnezowe
- 2 shake truskawkowy
- 1 kawa

Zjedzone
- 4 cheeseburgery
- 1 hot-dog
- 5 bananów
- 4 Prince polo
- 2 batony energetyczne 





  • DST 77.30km
  • Czas 03:55
  • VAVG 19.74km/h
  • VMAX 42.20km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 183 ( 98%)
  • HRavg 170 ( 91%)
  • Kalorie 2244kcal
  • Podjazdy 674m
  • Sprzęt KROSS R4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Cross Maraton Skoki 2015

Niedziela, 26 lipca 2015 · dodano: 04.08.2015 | Komentarze 0

Przyszła pora na maraton w Skokach. Tym razem pogoda zupełnie mi nie pasowała, było zimno i jeszcze deszcz wisiał w powietrzu. Na miejsce pojechałem z Patrykiem, który zgarną mnie na r. Rataje. W centrum szybkie odebranie boniku na  makaron i szybko do samochodu gdzie przesiedzieliśmy do samej rozgrzewki. Start jak zwykle u Gogola  opóźniony więc cała rozgrzewka do dupy... jak zresztą moje samopoczucie. Po starcie zostałem na asfaltowym odcinku w czarnej dupie, a potem jakoś nie mogłem nikogo dogonić. Dopiero po jakimś czasie udało mi się wejść na właściwe obroty. Wspólnie z jednym bikerem postanowiliśmy nawet podgonić grupkę jadącą przed nami. Niestety pogoń była dość ciężka, a jak już się do niej przykleiliśmy to ona się jakoś porwał. Część uciekła, a część została za nami. I tak aż do połowy drugiej pętli jechaliśmy razem z wcześniej wspomnianym bikerem. Tam zobaczyłem że na pulsometrze spada mi tętno, a to znak że paliwo się kończy (pomyślałem że przydałby się Mocarz :D). Jeszcze trochę próbowałem trzymać tempo ale na odcinku powrotnym wzdłuż jeziora włączyła się rezerwa i już tylko myślałem by jakoś się doczłapać do mety... Dopadło mnie ogólne zmęczenie bo żadnych skurczów, czy mikro skurczów nie odczuwałem. Cóż najwyraźniej to nie był mój dzień.
 
Statystyki
Dystans 64,9 km
Czas 3:00:09 (czas OPEN 2:14:29, czas M4 2:18:12)
Miejsce OPEN 84/110
Miejsce M4 21/25
Oczekiwanoe na Patryka
Oczekiwanie na Patryka
Start w Skokach
Start w Skokach
Butowanie na podjeździe
Butowanie na podjeździe
Gdzieś na trasie maratonu w Skokach
Gdzieś na trasie maratonu




  • DST 83.90km
  • Czas 06:01
  • VAVG 13.94km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 2519kcal
  • Podjazdy 1898m
  • Sprzęt KROSS R4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Izerski wypad

Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 21.07.2015 | Komentarze 0

Po ,,ciężkiej" nocy przywitał nas upalny poranek. O 7:00 ciężko było wytrzymać w namiocie i nie było mowy by dospać chociaż do 8:00. No cóż było robić, szybka kawa i śniadanko. Dzisiaj w planie ,,rozrywkowym" jazda po Izerach. Na początek do pokonania spory podjazd. Wpierw ,,Asfaltový traverz", a drogą w kierunku Jizerki. Po drodze objechaliśmy górkę Klinovy Vrch. Kiedy dojechaliśmy do Peerelu to czerwonym szlakiem wjechaliśmy na Pytlacke Kamery (975 m.n.p.m.). W tym roku pogoda była rewelacyjna i z tego miejsca widoczki zabijały... W zeszłym roku była tu jedna, wielka mgła. W przeciwieństwie do zeszłego roku pojechaliśmy dalej czerwonym szlakiem pomimo że trasa uniemożliwiają jazdę rowerem (pewnie trialowcy mieli by inne zdanie). W jednym miejscu były nawet ,,drzwi" w skale i gdyby kiera byłaby troszkę szerszą nie dało by się przepchnął roweru :D.
Skalne okienko
Skalne okienko © mikadarek
Skalne drzwi
Skalne drzwi © mikadarek
Pytlacke kameny 975
Pytlacke kameny 975 © mikadarek
Pytlacke kameny
Pytlacke kameny © mikadarek
Górski szlak
Górski szlak © mikadarek
Po fajnym zjeździe dojechaliśmy do Jizerki. Stad do mostu na Izerze nastąpił standardowy zjazd żółtym szlakiem pieszym z charakterystycznymi schodami na końcowym odcinku. Tu oczywiście chwila na foto...
Most nad Izerką
Most nad Izerką © mikadarek
Dalsza część trasy wiodła raczej szerokimi szutrami. Po drodze przyjechaliśmy obok schroniska Orle i dalej zajebistym podjazdem na ,,Samolot". Zatrzymaliśmy się dopiero za Jakuszycami na przejeździe kolejowym na drodze prowadzącej przez hutę do Szklarskiej Poręby. Okazało się że dzisiaj odbywały się zawody ,,3 PKO Półmaraton Wielka Pętla Izerski" i ten odcinek został opanowany przez biegaczy. Pokibicowaliśmy troszkę, a jak się troszkę zrobiło luźnej dojechaliśmy do Szklarskiej gdzie w Żabce zrobiliśmy małe zakupy (pierwsze z dwóch). Tu też postanowiliśmy zjeść coś konkretnego i wybór padł na pizzę w ,,TOMATO" :D. Potem kolejny raz zaliczyliśmy Żabkę bo upał był niemiłosierny, a teraz czekał na nas wjazd na Wysoki Kamień. Po drodze kolejny raz spotkaliśmy biegaczy którzy zbiegał do mety na miejskim stadionie. Na szczęście udało się jakoś dojechać do ostatniego odcinka prowadzącego na szczyt. Tu rozpoczęły się moje męki... Jadąc szukałem cienia, a nie najlepszego toru jazdy. Pod koniec podjazdu upał mnie wykończył i rozpoczęło się butowanie. Wcześniej wypiłem zimną Pepsi która miała być nagrodą na szczycie :P. Na Wysokim Kamieniu (1058 m.n.p.m.) schowałem się w okienku skalnym gdzie był zbawienny zimny przeciąg :D. Tak fajnie się tu siedziało że ciężko było ruszyć dalej...
Wysoki Kamień 1058
Wysoki Kamień 1058 © mikadarek
Od teraz za wyjątkiem kilku zmarszczek do Hali Izerskiej mieliśmy tylko z górki. Po drodze zajechaliśmy między innymi z Sinych skałek oraz niebieskim szlakiem po fajowskich pomostach.
Kopalnia Stanisław
Kopalnia Stanisław © mikadarek
Sine skałki
Sine skałki © mikadarek
Na niebieskim
Na niebieskim © mikadarek
Z Hali Izerskiej do zaliczenia był podjazd aż do czerwonego szlaku pieszego którym wjechaliśmy na Stóg Izerski (1107 m.n.p.m.). Po zjeździe ze Stogu i częściowym butowanie rozpoczęła się wspinaczka na Smrka (1124 m.n.p.m.). Szczyt był ostatnim pojazdem... od teraz już tylko w dół i to z zawrotny prędkością :D.
Stóg Izerski
Stóg Izerski © mikadarek
Smrk 1124
Smrk 1124 © mikadarek
Na tym zakończyliśmy nasz pobyt w Izerach. Prognozy straszyły jakimiś nawałnicami więc postanowiliśmy jednak zjechać trochę wcześniej.




  • DST 68.90km
  • Czas 04:15
  • VAVG 16.21km/h
  • VMAX 56.10km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 2014kcal
  • Podjazdy 1304m
  • Sprzęt KROSS R4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Single pod Smrkiem

Piątek, 17 lipca 2015 · dodano: 21.07.2015 | Komentarze 1

Planowany i wyczekiwany wyjazd o 4:00, sprawna jazda i jesteśmy na miejscu. Trochę szkoda że nie udało się zebrać zacnej zeszłorocznej ekipy. Tym razem do Novego Mesta pod Smrkem pojechałem ja i Patryk. Plan ,,rozrywkowy" zaplanowany został standardowo przeze mnie :D. Tym razem na pierwszy dzień inaczej niż poprzednio zaplanowałem jazdę na singlach. Do zjechania dzisiaj było wszystko za wyjątkiem singla niebieskiego ,,Hřebenáč" i jego przedłużenia czerwonego ,,Obora". Standardowo po rozpakowaniu i poskładaniu rowerów zjedliśmy lekkie śniadanko i w drogę...
Witamy na singlach
Początkowo zielony ,,Nástupni", a dalej czarnym ,,Nad Czerniawą". W połowie tego odcinka odbiliśmy na nigdy nie objechany przeze mnie singiel ,,Zajęcznik". Po początkowym zachwycie jednak po pewnej odległości stwierdziliśmy że szału nie ma. Druga połowa to było tylko wyczekiwanie kiedy będzie już koniec... Po wszystkim wróciliśmy na dalszą część odcinka ,,Nad Czerniawą". Niestety tu spotkała nas niemiła niespodzianka. Na końcówce trwały jakieś prace leśne i wisiały tabliczka ,,OBJAZD" kierująca nas pod górę drogą szutrową. Qrwa ten podjazd nie miał końca... tu normalnie pogodziłem się z młynkiem, a potem nawet już butowałem :/. Dobrze że napotkaliśmy ekipę która robiła jakieś pomiary w lesie bo chyba do samego nieba byśmy tą drogą wjechał... Okazało się że raczej nie prowadzi ona w kierunku jakiegoś singla. Postanowiliśmy zjechać (ale petarda była). Po drodze zawróciliśmy też kilku bikerów. Po dojechaniu do tej nieszczęsnej tabliczki spotkaliśmy kilku drwali którzy na pełnym luzie stwierdzili że nie ma żadnego objazdu i mamy śmiało jechać po singlu dalej... takie jaja to tylko po Polskiej stronie. Po dojechaniu do ,,Asfaltowego Trawersu" poczułem już lekkie ujechanie, a tu podjazd i sporo km przede mną. Na szczycie wjechaliśmy w czarny singiel ,,Okolo Měděnce" i dalej początkiem czerwonego ,,Libverdská strana" do knajpki Huberta gdzie zrobiliśmy krótki popas... Kofola zaliczona :D. Przed nami teraz pozostał najdalej wysunięty odcinek... czarny singiel ,,Hejnický hřeben". W połowie odcinka dość niespodziewanie zostałem sprowadzony na ziemię. Za ciasno wszedłem w zakręt i prawym pedałem zahaczyłem o wystający korzeń... klasyczne OTB wykonane :P. Nawet na nagranym filmiku się to uwieczniło. Na szczęście rower nie ucierpiał, a ja mam tylko kilka szlifów na łokciu i ramieniu.


Hejnicky hreben
Po pozbieraniu się dokończyliśmy ten odcinek którym wjechaliśmy na dalszą część czerwonego ,,Libverdská strana". Upał lał się z nieba niemiłosiernie więc na końcu tego odcinka zrobiliśmy sobie kolejną krótką przerwę. Teraz to już jak kiedyś wspominałem moje dwa najlepsze odcinki ,,Ludvikovský traverz" i ,,Novoměstská strana". I tak zakończyliśmy pierwszy dzień w Izerach... No oczywiście pyszna kolacja i browarek były :P.
KROSS-y dwa
Po robocie KonraD się należy
Niespodziewanie wieczorem czekał nas koncert, a właściwie to kilka koncertów. Śpiewali raczej po Czesku ale dosyć ostro (lubię tak). Nawet kilka klasyków było ZZ TOP oczywiście w wersji Ciężkiej :D.
Wieczorowo koncertowo
Wieczorowo koncertowo © mikadarek


No i obiecany filmik...



  • DST 64.20km
  • Czas 03:12
  • VAVG 20.06km/h
  • VMAX 39.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 190 (102%)
  • HRavg 177 ( 95%)
  • Kalorie 1849kcal
  • Podjazdy 463m
  • Sprzęt KROSS R4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Cross Maraton Binduga 2015

Niedziela, 12 lipca 2015 · dodano: 14.07.2015 | Komentarze 0

Kolejny start w tym roku... ale się rozkręciłem :D. Po kilku dniach spędzonych w Poznaniu na maraton ruszyłem właśnie ze stolicy wielkopolski. W czwartek cały sprzęt podrzuciłem do Patryka (rower, ciuchy, coś do przebrania, bidony i inne pierdoły). W niedzielę rano podjechałem na r. Rataje gdzie zgarną mnie Patryk i tak już razem dojechaliśmy na miejsce zawodów. Standardowo na miejsce zajechaliśmy ze sporym zapasem czasu... jakoś wolę na spokojnie wszystko ogarnąć. Na rozgrzewkę pojechałem zobaczyć jak wygląda przejazd przez rzekę. Na szczęście nie wyglądało to aż tak źle... Do swojego sektora (2) wbiłem się około 25' przed startem. Start ,,wyjątkowo" nastąpił punktualnie o 11:00 :P. Na początek poszła pętelka rozjazdowa. Po starcie jakoś nie mogłem się wkręcić w obroty. Na tej początkowej pętelce sporo ludzi mnie wyprzedziło, a ja do samego jej końca może z kilka osób :/.
Start maratonu Binduga
Pierwsze pełne okrążenie szło jakoś takoś... na początku na odcinku wzdłuż Warty jechałem za sporą grupką i pomimo że tempo mi odpowiadało to fatalnie mi wychodziła jazda po tych małych korzeniach... brakowało mi przestrzeni przed kołem. Telepało mną na wszystkie strony. Dopiero jak zaczęły się niewielkie podjazdy na części powrotnej zaczęło wszystko grać... na początku trzymałem się z tyłu grupki ale po chwili, szczególnie na podjazdach przesuwałem się do przodu. I tak parę km przed rzeczką już nadawałem tempo :P. Pomimo początkowej decyzji że rzeczkę będę pokonywał z buta to rozsądek przegrał z chęcią posiadania fajnych fotek :D.
Binduga przeprawa przez rzeczkę
Po wyjechaniu z wody odcinek po piasku do singielka na skraju lasu pokonałem z buta... nie chciałem by mielące koło zgnoiło napęd przed drugim okrążeniem. Opłacało się bo łańcuch i kaseta pracowały cichuteńko.
Binduga - troszkę piasku też było
FOTO © Adrian Kanzas
Drugie okrążenie to w większości samotna jazda... ale z pełną kontrolą pulsu. Po drodze dogoniłem dwuosobową grupkę. Na początku usiadłem na kole ale na pierwszym podjeździe jeden puścił, a drugi na szczycie zwolnił. Pomyślałem że chyba daje mi znać bym pociągną. Wyjechałem do przodu ale po kolejnym podjeździe okazało się że zostałem sam... Dalej utrzymując równy założony puls dogoniłem kolejnego bikera. Ten usiadł mi na kole i sporo ujechał. Myślałem że może później da mi zmianę ale odpadł gdzieś na tych szutrowych, płaskich odcinkach. Rzeczkę kolejny raz przejechałem i jak wcześniej do lasku z buta. Metę przejechałem bez napinki, blokowany przez kolesia z dystansu mini :/.
Statystyki:
Dystans: 55,3 km
Czas: 2:27:53 (czas OPEN 1:55:18, czas M4 2:08:13)
Miejsce OPEN: 71/140
Miejsce M4: 10/26



  • DST 52.30km
  • Czas 04:17
  • VAVG 12.21km/h
  • VMAX 31.60km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 1574kcal
  • Podjazdy 887m
  • Sprzęt KROSS R4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Singletrack pod Smrkiem z Beniem

Piątek, 3 lipca 2015 · dodano: 12.07.2015 | Komentarze 0

Jakoś nie mogłem się oprzeć żeby nie pojechać chociaż na jeden dzień na single pod Smrk... tym bardziej w taką pogodę. Wyjazd był zorganizowany pod Benia ale Patryk który się do nas przyłączył pojechał zrobić sobie fajny trening :D. Na miejsce dotarliśmy około 8:00. Na miejscu zjedliśmy lekkie śniadanko i ruszyliśmy w teren. Plan Benia był taki by objechać całość za szosą (za wyjątkiem Zajęcznika). Pomimo bardzo wysokiej temp. udało nam się to osiągnąć :D
Bike Siders
Na początek standardowo trasą zieloną do przejazdu przez szosę. Dalej kawałkiem trasy czerwonej by dalej wbić się na czarny ,,Nad Czerniawą". Po dojechania do ,,Asfaltowego trawersu" Beniu rozpoczną wspinaczkę swoim tempem, a ja zrobiłem sobie szybki podjazd by na szczycie pojechać szybko czarny singiel ,,Okolo Měděnce". Jak wróciłem na szczyt to Beniu już na mnie czekał. Teraz objechałem drugi raz ten sam odcinek ale tym razem za młodym. Po powrocie na ,,Asfaltowy trawers" wbiliśmy na kolejny czerwony odcinek którym dojechaliśmy do Hubertki (Merida). Przed nami do przejechania najdalej wysunięty czarny singiel ,,Hejnicky hreben". Jeszcze więcej widoków
Kolejny widoczek
Gdzieś na trasie
Dłuższy postój nastąpił dopiero na końcu odcinka ,,Libverdska strana". Tam skosztowaliśmy zimnej, pysznej Kofoli :D i raczyliśmy się
pięknymi widokami.
Taka beka :P
Panorama
Teraz już czekały na nas (moim zdaniem) dwa najbardziej dynamiczne odcineczki... ,,Ludvikovsky traverz" i ,,Novoměstská strana". Ja osobiście najfajniej się na nich bawię :D
Po tych odcinkach nastąpiła kolejna przerwa... na pyszne naleśniki :D. Do centrum singli pozostał już tylko kawałek, więc po ,,chwili" kręcenia byliśmy już na miejscu. Po wszystkim pozostało szybkie pakowanie i w drogę powrotną. Podczas jazdy już byliśmy myślami nad kolejnym tym razem trzy dniowym wypadem w połowie miesiąca :D. Oby pogoda również wtedy dopisała.